Podatek do zapłacenia rośnie, choć zmian w prawie nie ma. Oto cicha podwyżka
Dużo, więcej, coraz więcej podatku do zapłacenia. Kolejne grupy Polaków coraz lepiej poznają system podatkowy i łapią się na 32-procentowy próg. Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, to już 1,2 mln osób. I będzie ich więcej. Od dekady limity podatkowe nie drgnęły. I jak mówią eksperci: to cicha podwyżka.
Gdzie zaczyna się luksus? Dla Polaków luksusowy samochód to ten, który kosztuje ponad 315 tys. zł. Luksusowy apartament to ten, za który trzeba wyłożyć około 30 tys. zł za każdy metr kwadratowy powierzchni.
Luksusowe wczasy to z kolei takie, które kosztują minimum 10 tys. zł. Luksusowy wyjazd weekendowy to wydatek nie mniej niż 4,6 tys. zł. Wszystko co poniżej, zdaniem badanych Polaków, luksusowe nie jest. Może być co najwyżej drogie.
Luksusowa sukienka? Za minimum 3 tys. zł. Torebka? Nie tańsza niż 2,8 tys. zł. Luksusowe buty damskie to z kolei takie, które kosztowały przynajmniej 2,1 tys. zł. W przypadku mężczyzn but zaczyna nosić miano wyjątkowego, gdy przekroczy cenę 1,9 tys. zł. Skóra, nie skóra, nie ma znaczenia – liczy się cena. Luksusowe wino zaczyna się z kolei od poziomu 1 tys. zł. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez firmę doradczą KPMG – właśnie tak Polacy widzą luksus.
Luksus zupełnie inaczej widzi za to skarbówka. Bogactwo zaczyna się powyżej 85 tys. zł rocznego dochodu. To właśnie od tego momentu wpada się w II próg podatkowy, najwyższy. I od dochodów przekraczających ten limit trzeba płacić już 32 proc. podatku. To dużo? Bardzo.
I wystarczy pokazać to na przykładzie.
Osoba z umową o pracę na kwotę 9 tys. zł brutto (czyli 6,5 tys. zł na rękę) w drugi próg podatkowy wpadnie dokładnie w 12. miesiącu roku. Od stycznia do listopada jej zaliczka na podatek dochodowy wynosi 632 zł. A w grudniu jest to już 1332 zł. Człowiek z pensją 15 tys. zł brutto będzie miał w ciągu roku pięć różnych wynagrodzeń na rękę. Rok zacznie od poziomu 10 tys. zł. Później jego wynagrodzenie spadnie do 8,7 tys. zł. A pod koniec roku znów dostanie ciut więcej (ze względu na ograniczenie w wysokości innych opłacanych składek). W rekordowych miesiącach odda po 3 tys. zł na podatek dochodowy.
Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, z roku na rok bogaczy przybywa. Osób, które w Polsce musiały płacić stawkę II progu podatkowego, jest już ponad 1,2 mln. To ostatnie aktualne dane Ministerstwa Finansów (opublikowane w marcu 2021 roku za 2019 rok podatkowy). Jak wynika z szacunków money.pl, w 2020 roku takich osób będzie około 1,5 mln osób. Do takiego wyniku wystarczy utrzymana dynamika z ostatnich lat
A jeszcze 10 lat temu było ich niespełna 400 tys.
I nie jest to jedynie historia rosnących pensji w Polsce. To też historia niezmieniającego się od lat progu podatkowego, co – według ekspertów – jest po prostu cichą podwyżką podatków. Dlaczego cichą? Bo niczego nie trzeba ogłaszać, a zyski budżetowe są.
W 2009 roku – kiedy obecna 32-procentowa stawka stała się jedną z dwóch obowiązujących – z perspektywy skarbówki bogatych było zaledwie 1 proc. Polaków. Co setny podatnik wpadał w najwyższy próg podatkowy. Dziś wskaźnik ten oscyluje już w okolicach 5 proc. A to oznacza, że co dwudziesty podatnik dla fiskusa ma luksusową pensję.
Teraz warto cofnąć się na chwilę w czasie. Do wspomnianego 2009 roku. To właśnie rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego zmieniał obowiązujące do dziś progi podatkowe.
Ówczesny wicepremier i jednocześnie minister finansów Jacek Rostowski zdecydował o likwidacji trzeciego progu podatkowego – wynoszącego 40 proc. System miał być uproszczony do dwóch stawek: 18 proc. (dziś 17 proc.) i 32 proc. Progiem decydującym o tym, ile trzeba płacić, była kwota rocznych zarobków w wysokości około 85,5 tysiąca złotych.
W 2009 roku realia finansowe Polaków były zupełnie inne. Pensja minimalna wynosiła wtedy 1,2 tys. zł. Średnia pensja – 3,1 tys. zł. Dziś pensja minimalna jest o 133 proc. wyższa. Pensja statystycznego Polaka jest z kolei wyższa o około 80 proc. A próg podatkowy jak się nie zmieniał, tak się nie zmienia. Gdyby miał podążać za wynagrodzeniami Polaków, musiałby wynosić 153 tys. zł.
Jak zwraca uwagę dr Aleksander Łaszek, ekonomista Towarzystwa Ekonomistów Polskich, w momencie wprowadzania drugiego progu za bogatego uchodził ten, który zarabiał trzy średnie pensje. Dziś wystarczy niewiele ponad 1,5-krotność.
Jak wynika z szacunków money.pl, prędzej czy później któraś ekipa Ministerstwa Finansów progi będzie musiała zmienić. Jeżeli pensje będą rosnąć w tempie 8 proc. rok do roku, to w II próg podatkowy za dekadę będzie wpadać każdy Polak zarabiający średnią krajową (będzie wynosić ponad 9 tys. zł). Jeżeli tempo wzrostu wynagrodzeń będzie wynosić 5 proc., to stanie się to za lat 14.
– Wieloletnie zamrożenie limitu dla drugiego progu podatkowego to nic innego jak pełzająca podwyżka podatków. Pełzająca i cicha, ponieważ nie trzeba nic ogłaszać, nie trzeba wprowadzać żadnych nowych rozwiązań, samo się dzieje. Z roku na rok wpływy do budżetu z tego tytułu są większe – mówi w rozmowie z money.pl dr Aleksander Łaszek. I jak dodaje, najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby powiązanie progów podatkowych ze wzrostem wynagrodzenia.
– Warto dodać, że w Polsce istnieje limit opłacanych składek z tytułu ubezpieczenia społecznego. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić trochę racjonalności do przepisów i te dwa kryteria ze sobą powiązać. Z jednej strony teraz możliwa jest sytuacja, gdy wciąż płaci się składki na ZUS, czyli nie jest się dostatecznie bogatym, by dobić do limitu, ale już opłaca się wyższą stawkę podatku PIT od części dochodów. Nie widać w tym żadnej logiki – mówi.
– Od wielu lat nie nastąpiły w tym zakresie żadne zmiany, a biorąc pod uwagę sytuację finansową Polaków, temat powinien zaistnieć. Naturalne jest zwiększenie progów przy rosnących zarobkach. A przy braku zmiany coraz większa rzesza zarabiających nieco więcej będzie się zastanawiać, jak optymalizować się podatkowo – mówi w rozmowie z money.pl doradca podatkowy Dariusz Gałązka z firmy Grant Thornton.
I wskazuje wprost, że im więcej ktoś zarabia, tym częściej myśli o przeniesieniu się na przykład na jednoosobową działalność gospodarczą. Tam czeka na niego podatek liniowy w wysokości 19 proc.
– Myślę, że tworzenie nowego ładu jest idealną okazją, by tworzyć nowy ład podatkowy i wszystkie te bolączki systemu usunąć. Być może jest to moment, by realnie pomyśleć nad wprowadzeniem na przykład podatku liniowego na jednakowym poziomie dla wszystkich lub zweryfikować niektóre stawki podatku – mówi.
Nie wiemy jednak, co znajdzie się w ramach projektu Nowy Ład premiera Mateusza Morawieckiego. Z doniesień medialnych wynika, że na stole leżą rozwiązania wyłącznie dla zarabiających najmniej. Bo właśnie takim rozwiązaniem byłoby wprowadzenie wyższej kwoty wolnej od podatku. Podniesienie jej do poziomu 30 tys. zł to ulga dla osób zarabiających do pensji minimalnej.