– Kary za nienoszenie maseczki są, policjant może wystawić mandat do 500 zł – przypomina minister zdrowia Łukasz Szumowski w programie specjalnym Wirtualnej Polski. – Policjanci wystawiają mandaty za notoryczne nieprzestrzeganie reguł. Nie chcemy, żeby to w sytuacji incydentalnej było działanie opresyjne. Z drugiej strony mandaty muszą się pojawić, bo widać rozprężenie – argumentuje minister. To zarazem przestroga dla tych, którzy wkładają maseczkę dopiero, gdy widzą policjanta. – Rozporządzenie mówi wyraźnie o obowiązku zakrywania nosa i ust. Jeśli mamy maseczkę zsuniętą na brodę i mamy odsłonięte nos i usta, to łamiemy prawo i policjant może dać wtedy mandat – mówi minister.
źródło: money.pl
„Stan epidemii uchwalony z naruszeniem prawa”. Polska zapłaci wysokie odszkodowania?
W Polsce przynajmniej od końca marca, aż do stopniowego rozmrażania gospodarki, funkcjonowaliśmy w faktycznym stanie klęski żywiołowej. Artykuł 21 ustawy mówił bowiem o tych ograniczeniach praw obywatelskich, które na mocy ustawy epidemicznej z 2008 r. i tak wprowadzone zostały życie. To m.in.: obowiązek poddania się kwarantannie, ograniczenie przebywania na wyznaczonych obszarach kraju, ograniczenie sposobu przemieszczania się oraz zawieszenie działalności wyznaczonych przedsiębiorstw i punktów usługowych.
Dlaczego rząd ominął stan klęski żywiołowej?
Po co zatem obchodzić przepisy stanów nadzwyczajnych? Oficjalna i nieoficjalna narracja rządu dzieli się tutaj na trzy argumenty. Po pierwsze, skoro organy konstytucyjne państwa funkcjonują w sposób nieprzerwany oraz obraduje Sejm i Senat, nie ma sensu sięgać po ostateczne rozwiązania. Po drugie, do czego przyznawano się już mniej chętnie – stan klęski żywiołowej, nawet wprowadzony na jeden dzień, opóźniałby wybory prezydenckie o trzy miesiące, czyli wyznaczał je w gorszym dla Andrzeja Dudy momencie, gdy rząd spodziewa się niezadowolenia społecznego ze względu na kryzys ekonomiczny. Po trzecie i najważniejsze – brak stanu klęski żywiołowej miał być motywowany troską o Skarb Państwa, który tym samym otworzyłby furtkę do odszkodowań dla osób fizycznych i firm, które poniosłyby straty w wyniku pandemii.
Kwestię tę reguluje ustawa z 2002 r. „o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela”, która w punkcie drugim zakłada wprost, że każdemu, kto poniósł stratę majątkową w następstwie ograniczenia jego praw „w czasie stanu nadzwyczajnego, służy roszczenie o odszkodowanie”. Kropka. Jak w rozmowie z Wirtualną Polską twierdzi mec. Andrzej Mikosz, były minister skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, stan klęski żywiołowej nie musiałby prowadzić do takiego stanu rzeczy, natomiast istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że państwo polskie odszkodowania i tak wypłaci. Dlaczego?
Wadliwie wprowadzony stan epidemii?
– Wynika to z faktu wprowadzenia przez rząd stanu, który nie odpowiada rzeczywistości. Przecież nie zmagamy się dzisiaj z lokaną epidemią, ale z tzw. transmisją poziomą patogenu na terytorium całego państwa – czyli pandemią. Nie da się walczyć z globalną pandemią metodami epidemicznymi. Nie możemy wydzielić „stref zero”, nie mamy przecież do czynienia z regionalnym zjawiskiem pojawienia się świńskiej grypy – twierdzi nasz rozmówca. Zdaniem Andrzeja Mikosza, ustanowienie reżimu prawnego, który rozmija się ze stanem faktycznym może skutkować domaganiem się odszkodowań przez zagraniczne korporacje. Wszystko na mocy przepisów art. 417 kodeksu cywilnego, dotyczącego bezprawnego działania urzędników. – Firmy będą w stanie działać również przy użyciu zapisów umów o wzajemnej ochronie inwestycji, korzystając z trybunałów arbitrażowych i narzędzi prawa międzynarodowego – twierdzi mecenas.
Aby uniknąć takiej ewentualności, należałoby możliwie szybko znowelizować wspomnianą ustawę z 2002 r., o „miarkowanie odszkodowań” na mocy przepisu art. 228 ust. 4 konstytucji, który uprawnia Sejm i Senat do określenia zakresu i podstaw oraz trybu wyrównywania przez Skarb Państwa strat majątkowych. – Ten rodzaj miarkowania może obowiązywać tylko w przypadku stanów nadzwyczajnych, nie obowiązuje natomiast w przypadku stanu epidemii – dodaje Mikosz.
Dzięki temu możliwy stałby się wariant, w którym na terytorium Polski obowiązuje odpowiadający faktom stan klęski żywiołowej, wybory przeniesione są aż do czasu przywrócenia bezpieczeństwa i pełni praw obywatelskich, a znowelizowana ustawa o odszkodowaniach, znosiłaby możliwość ubiegania się o nie w zakresie, który wykracza poza możliwości budżetu.
– Być może rząd liczy na to, że po pandemii koronawirusa powstaną jakieś międzynarodowe regulacje prawne, które zlikwidują ten problem, ale na dzień dzisiejszy widmo ubiegania się o rekompensatę utraconych dochodów ze względu na źle wprowadzone prawo jest realne – przestrzega były minister dodając, że za obchodzenie konstytucji grozi odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.
Marcin Makowski dla Wiadomości WP
Koronawirus. Nie wszystkie boiska otwarte. Duże miasta sobie nie poradziły
Choć rząd nakazał od poniedziałku otwieranie boisk, największe polskie miasta tego nie uczyniły. – Proszę zwrócić uwagę, że w krajach, gdzie szczyt zachorowań był jakiś czas temu, do tej pory nie otworzono boisk – mówią w Warszawie.
Od poniedziałku w całym kraju powinny być otwarte boiska dla amatorów, ale w wielu miastach, zwłaszcza dużych, piłkarzy amatorów i kluby dziecięce witają wciąż zamknięte bramy. Nie wszystkich samorządowców przekonuje plan odmrożenia życia społecznego wdrażany przez rząd.
Boiska są wciąż zamknięte w pięciu z sześciu największych miast: w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku. Sytuacja jest trudna głównie dla tysięcy zawodników w szkółkach piłkarskich, którzy nie mogą doczekać się powrotu do zajęć. Nie wszyscy właściciele tych obiektów są przekonani, że faktycznie jest bezpiecznie.
– Proszę zwrócić uwagę, że w krajach, gdzie szczyt zachorowań był jakiś czas temu, do tej pory nie otworzono boisk – mówi Karolina Gałecka, rzecznik prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.
Stolica uważa, że samorządy dostały zbyt mało czasu na przygotowanie boisk. – Każdy z nas chce powrócić do uprawiania sportu, ale czekamy na wytyczne sanitarne. Wysłaliśmy pismo do Głównego Inspektora Sanitarnego i w momencie gdy dostaniemy odpowiedź, będziemy mogli podjąć jakieś kroki. Potrzeba czasu na wdrożenie pewnych procedur – mówi Gałecka.
Z podobnego założenia wychodzi Wrocław, gdzie słyszymy odpowiedź: „Czekamy na jasne wytyczne sanepidu”. Z kolei w Łodzi nie było wystarczająco czasu na otwarcie boisk. Wdrażane są wszystkie procedury i miasto planuje otwarcie obiektów po 11 maja.
Gdańsk otworzył zarządzane przez miasto ośrodki sportu profesjonalnego, a więc boisko przy Traugutta (tutaj trenują piłkarze Lechii Gdańsk), stadion żużlowy oraz stadion lekkoatletyczny.
– Jeśli natomiast chodzi o wielofunkcyjne boiska sportowe oraz standardowe boiska przy placówkach oświatowych, to w związku z zawieszeniem zajęć szkolnych i faktem, że są one integralną częścią tych placówek, pozostaną zamknięte przynajmniej do dnia 24 maja – tłumaczy Adam Korol, były minister sportu, dziś odpowiedzialny za sport w Gdańsku.
Władze Warszawy – jak słyszymy – przy niepełnej informacji od rządu nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za ewentualne konsekwencje. – Proszę pamiętać, że dziś jest kilkanaście tysięcy zakażonych osób, więc bez bardzo wyraźnych wytycznych nie możemy otworzyć obiektów – mówi rzeczniczka stołecznego ratusza.
Miasto | liczba mieszkańców | stan boisk na dziś |
---|---|---|
Warszawa | 1,78 mln | zamknięte |
Kraków | 774 tys. | zamknięte |
Łodź | 682 tys. | zamknięte |
Wrocław | 641 tys. | zamknięte |
Poznań | 535 tys. | otwarte |
Gdańsk | 468 tys. | zamknięte |
Szczecin | 402 tys. | otwarte |
Bydgoszcz | 349 tys. | zamknięte |
Lublin | 339 tys. | częściowo otwarte |
Białystok | 297 tys. | otwarte |
W różnych miastach różnie podchodzą do tematu. W poniedziałek rano objechaliśmy boiska w podwarszawskim powiecie otwockim. Boiska były „testowo” otwarte, a od środy mają być otwarte w pełnym wymiarze czasowym. Prezydent miasta zauważa, że sytuacja jest zupełnie inna niż kilka tygodni wcześniej.
– Nasze społeczeństwo jest znacznie bardziej świadome, odpowiedzialne, nauczyło się funkcjonować w warunkach zagrożenia epidemicznego – mówi prezydent Jarosław Margielski, który zresztą sam grał w piłkę na poziomie IV ligi.
– Podjąłem taką decyzję, bo tego oczekiwali mieszkańcy. Zwłaszcza ci, którzy od kilku tygodni przebywają że dziećmi w mieszkaniach. Również słoneczna pogoda sprzyja aktywności fizycznej, a ta przecież podnosi naszą odporność. Wyszliśmy z założenia, że skoro można korzystać z terenów leśnych, chodzić na spacer, to nie ma przeciwwskazań, by korzystać z obiektów sportowych z zachowaniem odpowiednich obostrzeń – mówi.
Margielski podkreśla jednocześnie, że liczy na odpowiedzialność mieszkańców, że będą stosować się do zasad. – Mimo to nasze służby będą kontrolować i egzekwować odpowiedni rygor sanitarny, liczbę osób na obiektach – dodaje.
Z kolei Adam Korol uważa, że samorządy nie dostały wystarczająco czasu, by przygotować się do ponownego otwarcia obiektów. – Wytyczne z rozporządzenia Rady Ministrów nakładają na zarządcę obiektu szereg obowiązków. Wyznaczona osoba musi pilnować tych boisk, zweryfikować liczbę osób przebywających na obiekcie, a po każdej wymianie osób musi być dezynfekowany sprzęt, który jest na tych obiektach na stałe (np. bramki). Poza tym, konieczna jest dezynfekcja rąk przed i po wyjściu z obiektu. Podchodząc odpowiedzialnie należy zagwarantować nie tylko środki, instrukcje, regulaminu, ale przed wszystkim przede wszystkim personel, który będzie taki nadzór sprawować. Dzisiaj jest to niemożliwe – oświadcza.
– Bardzo zależy nam na tym, żeby społeczeństwo było zdrowe i wysportowane, ale najważniejsze jest w tej chwili bezpieczeństwo – zaznacza mistrz olimpijski.
źródło: wp.pl