Niebawem w życie wejdą zmiany, które mają zmniejszyć liczbę poruszających się po drogach pojazdów w fatalnym stanie technicznym. Do walki z „gruchotami” rząd zamierza zaprzęgnąć usługę „Historia pojazdu”, a także zmienić przepisy o przeglądach aut.
Walka informacją
Według najbardziej aktualnych danych średni wiek zarejestrowanego w Polsce samochodu wynosi 13,9 roku. To oznacza, że po naszych drogach porusza się wiele aut, które nie zapewniają bezpieczeństwa i nadmiernie zanieczyszczają powietrze. Rząd podjął już kroki, by wyeliminować takie pojazdy. Pierwszym posunięciem uderza w tych, którzy dają powypadkowym samochodom drugie życie.
Dla nikogo, kto interesował się zakupem używanego samochodu, nie jest tajemnicą, że rynek usiany jest pojazdami „z odzysku”. Chodzi o powypadkowe egzemplarze, wobec których ubezpieczyciel orzekł szkodę całkowitą. Oznacza to, że wskutek zdarzenia w pojeździe zaszły tak duże zniszczenia, że nieopłacalne jest naprawianie go zgodnie z regułami sztuki. Dla wielu pojazdów orzeczenie szkody całkowitej wcale nie oznacza jednak przyszłości na złomie. Są one kupowane przez nieuczciwych handlarzy, a następnie naprawiane po kosztach, byle auto dobrze wyglądało. Potem trafiają one na sprzedaż. Bywa, że jako bezwypadkowe, niemal regułą jest umniejszanie przez sprzedającego skali zniszczeń, do jakich doszło podczas zdarzenia.
Jak dowiadujemy się z odpowiedzi Ministerstwa Infrastruktury na interpelację posłanki Agnieszki Hanajczyk, 1 marca 2020 r. wdrożono rozwiązania techniczne umożliwiające wprowadzenie do Centralnej Ewidencji Pojazdów przez zakłady ubezpieczeń danych na temat szkód istotnych zgłoszonych wobec pojazdów.
— Od 1 marca 2020 r. wysłaliśmy do Centralnej Ewidencji Pojazdów informacje o 5 927 szkodach istotnych. System UFG przekazuje informacje na bieżąco. Jako szkoda istotna klasyfikowane jest zdarzenie, w którym dochodzi do uszkodzenia elementów układu nośnego, hamulcowego lub kierowniczego — informuje Damian Ziąber, rzecznik prasowy Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Centralny Ośrodek Informatyki dodaje, że następnym krokiem będzie implementacja funkcjonalności, która w rządowej usłudze „Historia pojazdu” udostępni te dane.
Upublicznienie tych danych będzie miało ogromne znaczenie dla polskiego rynku wtórnego. Już dziś podawanie numeru VIN, numerów rejestracyjnych i daty pierwszej rejestracji w kraju — czyli danych pozwalających potencjalnemu nabywcy sprawdzić auto w „Historii pojazdu” – jest dobrą praktyką osób publikujących ogłoszenia o sprzedaży pojazdu. W serwisie otomoto.pl jest to nawet formalny wymóg, by w ogóle opublikować anons. Gdy „Historia pojazdu” będzie prezentowała dane na temat szkód istotnych, ceny takich aut bardzo mocno spadną, co sprawi, że „reanimacja” powypadkowych pojazdów będzie mniej opłacalna. To jednak nie koniec rządowych planów.
Stan techniczny pod lupą
Z odpowiedzi na interpelację wynika również, że Ministerstwo Infrastruktury nie próżnuje w kwestii zmiany systemu nadzoru nad stanem technicznym pojazdów. Sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Rafał Weber informuje, że wkrótce zostanie przedstawiony nowy projekt nowelizacji Prawa o ruchu drogowym, który wprowadzi zmiany w systemie kontroli pojazdów. Ma on zastąpić nowelizację, która utknęła na drodze legislacyjnej blisko finiszu — podczas drugiego czytania w Sejmie w grudniu 2018 r. wskutek sugestii Jarosława Kaczyńskiego. Jakich zmian należy się spodziewać?
Jak informuje sekretarz ministerstwa, nowe przepisy mają nawiązywać do porzuconego rozwiązania, więc najważniejszą kwestią pozostanie zwiększenie nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów. Jak w odpowiedzi na interpelację wspomina urzędnik, w regulacji chodziło o stworzenie „(…) nowego systemu wysokiej jakości badań technicznych pojazdów”. Miałby on skuteczniej odsiewać pojazdy sprawne od tych, które nie gwarantują bezpieczeństwa i ograniczonej uciążliwości dla środowiska. Dziś na tym polu nie mamy się czym chwalić. Jak wynikało z raportu Najwyższej Izby Kontroli z 2017 r., w Polsce pieczątki przeglądu nie otrzymuje średnio 2 proc. pojazdów. W Niemczech jest to 23 proc., choć średni wiek samochodów używanych przez naszych zachodnich sąsiadów wynosi 9,5 roku, a więc o ponad 4 lata mniej niż u nas.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię poruszoną przez sekretarza Ministerstwa Infrastruktury. Wśród pomysłów, które zostały zarzucone w 2018 r., Rafał Weber przywołuje również „(…) karanie właścicieli aut i firm decydujących się czy podejmujących się usunięcia elementów pojazdu odpowiedzialnych za jakość odprowadzanych spalin„. Chodzi tu o usuwanie filtrów cząstek stałych (DPF) w przypadku diesli czy katalizatorów w autach benzynowych. Dziś pierwsza z tych czynności jest jednym z najczęstszych wyborów właścicieli aut wysokoprężnych w momencie, gdy DPF zaczyna sprawiać problemy. Za sprawą jego usunięcia kierowcy oszczędzają tysiące złotych, ale jednocześnie zwiększają emisję cząstek stałych, a te negatywnie wpływają na zdrowie ludzi oddychających powietrzem, w którym są one zawieszone.
Jeśli rząd rzeczywiście zdecyduje się na penalizowanie wycinania DPF-ów i zlecania tej czynności, może to oznaczać gigantyczne zmiany na rynku wtórnym. Niewykluczone, że byłyby one głębsze niż karanie ingerencji we wskazania liczników pojazdów. Dziś aż 44 proc. sprowadzanych z zagranicy samochodów to diesle. Na rynku pierwotnym ich udział wynosi zaledwie 20 proc. Brak możliwości wycięcia DPF-u narażałby kupujących używane auta z tym podzespołem na spore koszty, bo jego wymiana na nowy może kosztować kilka, a nawet kilkanaście tys. zł. W efekcie popularność diesli zaczęłaby gwałtownie spadać. Zapewne z korzyścią dla czystości powietrza.
System kontroli nad pojazdami od dawna wymaga pilnej interwencji. Czas pokaże, czy rząd będzie miał odwagę na wprowadzenie gruntownych zmian. W końcu wyeliminowanie z ruchu nie w pełni sprawnych, ale tanich pojazdów z pewnością nie przysporzy władzy wielu zwolenników.
5 miejsc, w których od 1 lipca łatwiej będzie stracić prawo jazdy
Rząd policzył, że od 1 lipca w związku z nowymi przepisami średnio rocznie 40 tys. kierowców straci prawo jazdy. Po analizie zasad dotyczących ograniczeń prędkości oraz ich odwoływania przedstawiam sytuacje drogowe, na które już dziś warto zwrócić uwagę, by wykorzenić złe nawyki i nie „wpaść” w czasie wakacji.
Nowe przepisy już na wakacje
Zgodnie z zapowiedziami rządu od 1 lipca każdy kierowca, który przekroczy dopuszczalną prędkość o ponad 50 km/h straci obligatoryjnie prawo jazdy na trzy miesiące. Do tej pory dotyczyło to wyłącznie obszaru zabudowanego. Kierowcy przejdą prawdziwą próbę podczas wakacji, a być może właśnie chodzi o to, by w tym okresie mocno zmniejszyć zagrożenie wynikające z przekraczania prędkości.
Przeanalizowałem zawiłości dotyczące ograniczeń prędkości poza obszarem zabudowanym, zasady ich odwoływania oraz to, co widzę na co dzień na drogach i przygotowałem opis pięciu sytuacji, w których choćby z przyzwyczajeń czy niewiedzy będzie można łatwo stracić prawo jazdy. Radzę już teraz wykorzeniać złe nawyki.
Jazda bez prawa jazdy i uprawnień – co za to grozi?
Prawo jazdy jako dokument jeszcze musimy przy sobie mieć, a za jego brak grozi najwyżej 50-złotowy mandat. Zupełnie inaczej wygląda kwestia uprawnień, których można nie mieć lub mieć cofnięte. Wówczas kary są wyższe, a w najgorszym przypadku grozi również odsiadka w więzieniu.
Kara za brak dokumentu prawa jazdy
Brak dokumentu nie wiąże się z wysoką karą. To najwyżej mandat w wysokości 50 zł, dlatego kiedy kierowca zapomni zabrać ze sobą portfela, a nie są mu potrzebne karty płatnicze, nie zaprząta sobie tym głowy. Nie ma też żadnych innych sankcji poza stratą czasu. To wiąże się bowiem z identyfikacją kierowcy — zwykle bez prawa jazdy to także bez dowodu osobistego. A na to funkcjonariusz drogówki potrzebuje czasu.
Kara za brak uprawnień
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja braku prawa jazdy, którego nigdy kierujący nie posiadał. Wówczas trzeba się liczyć z mandatem w wys. 500 zł i zakazem kontynuowania jazdy, co w praktyce oznacza wezwanie holownika i odholowanie auta na koszt właściciela. To jednak się stanie wyłącznie wtedy, kiedy do zatrzymania dojdzie w miejscu, w którym auta zostawić nie można.
To tyle w kwestii działania policji, ale funkcjonariusz może też skierować sprawę do sądu, jeśli na przykład jest to już któreś zatrzymanie z tego powodu. Wówczas konsekwencje są wyższe, bo sąd może orzec grzywnę do 5000 zł i zasądzić zakaz prowadzenia pojazdów na okres do 3 lat.
Jednak i to nie są najgorsze konsekwencje, bo spowodowanie wypadku może zakończyć się finansową katastrofą. Bez uprawnień nie działa żadna polisa, a wszystkie spowodowane szkody trzeba będzie pokryć z własnej kieszeni. Warto pamiętać, że oddanie na użytek auta osobie, która nie ma uprawnień do kierowania pojazdem może zostać uznane za współwinę.
Kara za brak odpowiedniej kategorii prawa jazdy
W takim przypadku kierujący może być potraktowany dokładnie tak samo, jak ten, który uprawnień nie ma. Jeśli bowiem kierujesz ciężarówką lub motocyklem, ale posiadasz tylko prawo jazdy kat. B, to tak naprawdę nie masz uprawnień. Różnica polega jedynie na tym, że kiedy sprawa trafi do sądu, można stracić te uprawnienia, które już się posiada.
Kara za jazdę po zatrzymaniu prawa jazdy
Zatrzymanie prawa jazdy może nastąpić na skutek przekroczenia ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym powyżej 50 km/h. Wówczas starosta zatrzyma uprawnienia na okres 3 miesięcy, ale jeśli zdecydujesz się wsiąść za kierownicę, to przy kontroli drogowej na pewno okres zatrzymania uprawnień wydłuży się o kolejne 3 miesiące.
Za trzecim razem karą jest cofnięcie uprawnień, co w praktyce oznacza konieczność wyrobienia nowego prawa jazdy od podstaw — kurs i egzamin. To oczywiście wiąże się nie tylko ze stratą czasu, ale także z opłaceniem wszystkiego.
Nie do końca wiadomo natomiast, jak traktowany jest przez ubezpieczyciela kierowca, jeśli spowoduje kolizję lub wypadek podczas okresu zatrzymania prawa jazdy. To kwestia bardzo indywidualna i ubezpieczyciel może zarówno wystąpić o regres, jak i zmniejszyć wartość odszkodowania.
Kara za jazdę po cofnięciu uprawnień
Jest zasadnicza różnica pomiędzy zatrzymaniem prawa jazdy (na dany okres) a cofnięciem uprawnień (całkowitym pozbawieniem prawa jazdy). Sąd może także cofnąć uprawnienia osobie, która spowodowała wypadek prowadząc pod wpływem alkoholu. Uprawnienia zostają także cofnięte po przekroczeniu punktów karnych, jeśli nie przystąpi się do egzaminu. Różnice w takich przypadkach są dość istotne.
Kiedy uprawnienia cofnie sąd, co jest środkiem karnym i zapobiegawczym, wówczas ponowna jazda może zakończyć się kolejnym postępowaniem i nawet 2-letnim pozbawieniem wolności. Przyjmuje się bowiem zasadę, że skoro osoba pomimo cofnięcia uprawnień nadal kieruje pojazdem, to jedynym skutecznym środkiem zapobiegawczym jest pozbawienie go wolności.
W przypadku straty prawa jazdy za przekroczenie punktów karnych kary są niższe, ale i tak surowe. Może to być zarówno grzywna, jak i orzeczenie zakazu prowadzenia pojazdów przez okres 3 lat. W konsekwencji taka osoba nie może podejść do egzaminu na prawo jazdy. Nie może też liczyć na ochronę ubezpieczyciela w przypadku kolizji i wypadku.
Kara za jazdę po zakazie sądowym
Za takie przestępstwo grożą najsurowsze kary. Jeśli sąd wyda zakaz prowadzenia pojazdów, to złamanie go zakończy się pozbawieniem wolności na okres od 3 miesięcy do 5 lat oraz 15-letnim zakazem prowadzenia jakichkolwiek pojazdów.
Zakaz sądowy to co innego niż cofnięcie uprawnień i jest wydawany w szczególnych przypadkach, takich jak jazda po alkoholu, spowodowanie wypadku lub za jazdę po cofnięciu uprawnień.
Oczywiście kierując pojazdem po wydaniu zakazu sądowego, nie ma co liczyć na ochronę ubezpieczeniową.
Odzyskanie utraconego prawa jazdy jest możliwe
Daniel Gaweł, który właśnie wygrał sądową batalię o odzyskanie prawa jazdy jest tego żywym przykładem. Jak relacjonuje Artur Mezglewski ze Stowarzyszenia Prawo na Drodze, wszystko zaczęło się od kontroli w miejscowości Boleszkowice, gdzie kierowca został zatrzymany za przekroczenie prędkości o 55 km/h. Po zatrzymaniu funkcjonariusz pokazał kierowcy wyświetlacz radaru. Zarejestrowana prędkość wynosiła 95 km/h. Wątpliwości wzbudził jednak 27 sekundowy czas jaki upłynął od pomiaru.
Kierujący stwierdził, że wiedział o kontroli w opisywanej miejscowości. Zwolnił więc do przepisowej prędkości w terenie zabudowanym, w tym przypadku było to 40 km/h, a 95 km/h jechał jeszcze poza tą strefą, na co wskazywał czas od dokonania pomiaru. Policjanci nie dali się jednak przekonać, proponując mandat w wysokości 500 zł i odebranie prawa jazdy na 3 miesiące. Daniel Gaweł pewny swoich racji nie przyjął mandatu, a sprawa została skierowana do sądu rejonowego w Myśliborzu.
Po trzech rozprawach nasz bohater został uniewinniony, a kosztami sądowymi obciążono Skarb Państwa. Biegli ustalili, że kierowca miał rację. Pomiaru dokonano jeszcze poza terenem zabudowanym. Wygrana w sądzie jest pierwszym takim przypadkiem od wprowadzenia przepisów pozwalających zabrać prawo jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h.
Sam zainteresowany zachęca wszystkich użytkowników dróg do przeciwstawienia się policji, jeśli tylko jesteśmy pewni swoich racji. Jak twierdzi: Sam na pewno bym sobie nie poradził, bardzo pomocne okazało się wsparcie Stowarzyszenia Prawo na Drodze. To była długa i ciężka przeprawa, chwilami opadały mi ręce, ale udało się ostatecznie udowodnić prawdę. Jeśli macie choć cień wątpliwości, co do prędkości zmierzonej przez policjanta, nie przyjmujcie mandatu, nagrajcie przebieg kontroli i walczcie w sądzie.
W przypadkach takich jak ten, kiedy w grę wchodzi odebranie prawa jazdy, policja powinna bazować na pewnych dowodach. Jak się jednak okazuje zdarzają się osoby, które zostały ukarane niesłusznie. Pytanie tylko jak wiele z nich ma ochotę na kilkutygodniową walkę w sądzie.