Cydr to miał być nasz eksportowy hit. Za 3-4 lata może zniknąć z półek w sklepach
Chcieliśmy zagrać na nosie Putinowi, który obraził się na polskie jabłka. Mieliśmy z nich robić hektolitry cydru i zalać nim Europę. Po kilku latach euforii przyszedł czas marazmu. Spadki w tej branży wieszczą rychły koniec cydrowej rewolucji.
Wszystko zaczęło się około 2014 roku, gdy Rosja nałożyła embargo na polskie jabłka. Rok wcześniej wyeksportowaliśmy do tego kraju prawie 700 tysięcy ton tego owocu za okrągły miliard złotych. W nowej rzeczywistości sady jabłka dalej dawały, ale nie było z nimi co zrobić. Wielu przedsiębiorców przypomniało sobie wtedy o cydrze. Alkoholowy napój zagościł w sklepach i w naszych szklankach. Wytwórnie cydru powstawały jak grzyby po deszczu, zbierały nawet pieniądze w crowdfundingu. Inwestowali i giganci jak Ambra, i mniejsze firmy.
Sprzedaż cydru rosła gwałtownie, by w 2016 roku się zatrzymać. W 2017, 2018 i 2019 roku branża zaczęła zaliczać znaczne, regularne spadki. W 2019 roku w Polsce sprzedaż cydru sięgnęła poziomu jedynie 59 milionów złotych. A to spadek o 15 proc. rok do roku.
Dla porównania: rynek piwa jest wart prawie 17 miliardów rocznie a każdy statystyczny Polak wypija rocznie prawie 100 litrów piwa. W zeszłym roku wyprodukowano w kraju jedynie ok. 6 mln litrów cydru, więc statystyczny Kowalski wypił go… 150 ml. Jeszcze w 2015 r. było to dwa razy więcej. Ten rok także nie napawa optymizmem.
– Jeśli nic nie zmieni się w kwestii legislacji, to o cydrze będziemy mogli zapomnieć w ciągu 3-4 lat – takie informacje docierają od krajowych producentów do Związku Pracodawców Polska Rada Winiarstwa.
Winny PiS? Trochę tak
Partia rządząca od kilku lat zapewniała o swoim poparciu dla produkcji cydru. Nawet premier Mateusz Morawiecki obiecał wprowadzenie od 2018 r. zerowej stawki akcyzy na polskie cydry. A to nie wszystko – miał też zostać zniesiony obowiązek przyklejania banderol do butelek. Obietnice pozostały obietnicami. W październiku 2019 roku orędownikiem zniesienia akcyzy na cydr był minister rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski. Wysłaliśmy do resortu pytanie, czy w tej sprawie toczą się jakieś prace – czekamy na odpowiedź.
– Dlaczego nie ogranicza się spożycia piwa wprowadzając dodatkową opłatę, jeżeli ewidentnie widać, że w standardowej butelce piwa udział alkoholu jest znacznie większy niż w małej pojemności wina? Czy Ministerstwo Zdrowia lobbując za branżą piwowarską chce kompletnie zrujnować polskich sadowników i pogrążyć produkcję cydru w Polsce? – mówi w rozmowie z money.pl Grzegorz Bartol, wiceprezes firmy Bartex.
Tak reaguje na tegoroczne podniesienie akcyzy, które miało sprawić, że Polacy będą kupować mniej tzw. małpek. W efekcie cena małej butelki wódki podskoczyła o ok. złotówkę, cydru – o mniej więcej 3,50 zł. Akcyza to tylko jedno ze zmartwień producentów. Drugim jest zakaz reklamy i rosnąca konkurencja piw aromatyzowanych.
– Browary bowiem oferują piwo aromatyzowane, smakowo zbliżone do cydru, na które jednak jest nałożona niższa akcyza niż na cydr, a dodatkowo mają możliwość jego reklamowania. Uzyskanie cydru z soku jabłkowego jest dużo droższe od wyprodukowania piwa z aromatem cydru, co również nie pozwala na bezpośrednie konkurowanie z tą kategorią. Dodajmy, że jedna z najbardziej znanych marek na całym świecie występuje jako cydr, a w Polsce dystrybuowana jest jako piwo – mówi Nowak.
Różnica między rynkiem piwa i cydru jest gigantyczna. Grzegorz Bartol wylicza, że jeden rodzaj piwa aromatyzowanego – o smaku jabłkowym – ośmiokrotnie przebija wartością rynek cydru. A piwo jabłkowe przecież nie cieszy się jakąś nadzwyczajną popularnością.
Nie da się też nie zauważyć, że obecnie najszybciej rosnącym rynkiem jeśli chodzi o napoje jest piwo bezalkoholowe. Niegdyś wręcz pogardzane, dziś stało się żyłą złota dla browarów. A cydru bezalkoholowego na rynku jeszcze nie ma.
źródło: money.pl