Lockdown tylko przez dwa tygodnie? To się nie uda. Dotychczasowe doświadczenia z obostrzeniami pokazują, że w zamkniętej rzeczywistości zostaniemy o wiele dłużej. Jak wynika z informacji money.pl, rząd ma już plan na najbliższe dni.
Jeżeli sytuacja się nie poprawi, trzeba będzie myśleć o kolejnych obostrzeniach – ostrzega raz po raz minister zdrowia Adam Niedzielski. I nie można się dziwić. Wskaźnik zakażeń na 100 tys. mieszkańców przekroczył próg 70. A był to poziom wskazany jeszcze kilka miesięcy temu jako moment wprowadzenia narodowej kwarantanny.
Jak przyznaje sam minister Niedzielski, w zasadzie na liście rozwiązań zostały już tylko ograniczenia w przemieszczaniu się i wprowadzenie godziny policyjnej. I choć decyzje nie zapadły – niczego nie chce wykluczać.
Podobne informacje przekazywał premier. – Nie wykluczamy żadnego scenariusza, gdyby po 2-3 tygodniach sytuacja epidemiczna była gorsza – mówił na ostatniej konferencji premier Mateusz Morawiecki.
Jak wynika z informacji money.pl, plany rządu na najbliższe dni są jasne i nie są wprost związane z obostrzeniami. Priorytetem jest zwiększanie liczby łóżek dla pacjentów z COVID-19. Z dnia na dzień resort zdrowia informuje o dostawieniu kolejnych sztuk w całej Polsce. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że to za mało.
Tempo przybywania pacjentów w niektórych regionach jest o wiele większe niż tempo dodawania nowych miejsc. W całym kraju jest 38 tys. łóżek dla pacjentów z COVID-19. Zajęte jest 29 tys., czyli 75 proc. Są jednak regiony, gdzie sytuacja jest gorsza. Na Mazowszu zajęte jest 8 na 10 przygotowanych łóżek dla pacjentów walczących z koronawirusem. W tym samym regionie zajęte są niemal wszystkie dostępne respiratory. W niektórych placówkach pacjenci są podłączani pod sprzęt, który wcześniej był przeznaczony dla osób z innymi schorzeniami.
Ponad 80 proc. zapełnienia jest również w takich województwach jak świętokrzyskie czy śląskie. Mniej np. w województwie opolskim, gdzie przed weekendem była dostępna połowa miejsc.
Kolejnym wyzwaniem dla rządu w najbliższych dniach będzie lepsza koordynacja na linii karetki – szpitale. Już dziś przed placówkami tworzą się wielogodzinne korki. I to również będzie temat omawiany podczas najbliższych posiedzeń Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. Tematem do omówienia jest też ścisła współpraca z wojskiem – nie tylko w zakresie transportu pacjentów (co już sugeruje szef resortu zdrowia), ale również w zakresie większego wsparcia.
Jak wynika z naszych informacji, w najbliższych dniach nie powinniśmy się spodziewać decyzji dot. obostrzeń.
Powody są dwa. Po pierwsze, wprowadzone w sobotę zmiany efekty zaczną przynosić dopiero za kilka dni. I na ocenę tych efektów chcą poczekać rządzący. Po drugie, rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że nie zostało już zbyt wiele mechanizmów do wdrożenia. Już dziś wyłączone z działalności są większe sklepy, salony usługowe, obiekty kulturalne.
„Do zamknięcia” zostały już tylko mniejsze sklepy (poniżej 2 tys. metrów kwadratowych), które mogą handlować. Na liście ewentualnych zmian są również restrykcje w przemieszczaniu się – i tutaj rząd mógłby skorzystać z rozwiązań międzynarodowych. I tak np. Czesi do przemieszczania się potrzebują zaświadczeń, w niektórych miejscach wskazane jest po prostu pozostanie w domu. Inne możliwości? Jeszcze mocniejsze ograniczenie liczby klientów w sklepach.
Jak wynika z naszych informacji, rząd nie rozważał rozwiązań niemieckich, czyli rejestrowania się na wizyty sklepach. Jak zwykle jednak niczego nie można wykluczyć. Decyzje nie raz zapadały już w ostatniej chwili.
Dlaczego kolejne obostrzenia nie są na dziś priorytetem? Bo mają odroczone w czasie działanie. Wprowadzone jednego dnia, na dobrą sprawę dają efekty dopiero po kilku tygodniach. A to sprawia, że już dziś można powiedzieć sobie wprost: dopiero co rozpoczęty lockdown nie potrwa tylko 14 dni.
Jak wynika z analiz Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, do poziomu 20 tys. zakażeń dziennie zejdziemy dopiero pod koniec kwietnia, czyli za około miesiąc. A to może oznaczać, że właśnie zamknięte biznesy muszą uzbroić się w cierpliwość.
Wystarczy też zerknąć na dotychczasową praktykę wprowadzania zamknięć i czas, po jakim można było w ogóle myśleć o otwieraniu się.
Przykłady? Galerie handlowe zostały zamknięte 28 grudnia w ramach walki z jesienno-zimową falą wirusa. I zostały otwarte dopiero gdy osiągnęliśmy poziom około 7 tys. infekcji każdego dnia. Stało się to na początku lutego, czyli po około 5 tygodniach od zamknięcia.
Inny przykład? Warto zerknąć na województwo warmińsko-mazurskie, które zostało zamknięte jako pierwsze. Stało się to 27 lutego. I warto dodać, że sytuacja wciąż się nie poprawiła w tym regionie. Oczywiście, tempo przybywania nowych zakażeń spadło, jednak wciąż w regionie pojawia się wielu zainfekowanych. Najbliższe dni powinny jednak pokazać, że szczyt zakażeń w tym miejscu jest już za nami.
Adam Niedzielski na ostatniej konferencji prasowej był pytany wprost, przy jakim poziomie zakażeń rząd w ogóle pomyśli o otwieraniu jakiejkolwiek aktywności. Nie odpowiedział. Z ostatnich danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że tak wielu osób w szpitalach oraz tak wielu osób podłączonych do respiratorów jeszcze nie było od początku epidemii.
źródło: money.pl