Portugalia to w tej chwili centrum koronawirusa w Europie. Nie ma kraju, który od początku roku miałby tak duże liczby nowych zakażeń w przeliczeniu na milion mieszkańców. I to przed scenariuszem portugalskim ostrzegali podczas konferencji premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski.
Najważniejsze informacje z konferencji premiera? Otwarte kina, teatry, opery i filharmonie – ale z obłożeniem sal w maksymalnie 50 proc. Do tego otwarte hotele, które również nie mogą przekroczyć połowy zajętych miejsc. Powrót amatorskiego sportu na świeżym powietrzu – otwarte boiska, korty i podobne miejsca. A wszystko po 12 lutego.
Premier Mateusz Morawiecki, wicepremierowie Jarosław Gowin i Piotr Gliński oraz minister zdrowia Adam Niedzielski wspólnie ogłosili warunkowe luzowanie obostrzeń. Dlaczego warunkowe? Bo zależy od wyników zakażeń, liczby zgonów i zajętych miejsc w szpitalach. Jeżeli po otwarciu nastąpi wzrost tych wskaźników, luzowanie zamieni się w szybkie zamykanie.
– To decyzja, która wiążę się z pewnym ryzykiem – tak o zmianie obostrzeń mówił minister zdrowia Adam Niedzielski podczas konferencji prasowej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. I sam wskazał na kraj, który za luzowanie wziął się zbyt wcześnie. A dziś ma ogromne problemy. Tym krajem jest Portugalia. Wspominał o niej też premier.
Portugalia to w tej chwili europejskie centrum koronawirusa. Ten niewielki, bo tylko 10-milionowy kraj, ma jedne z najwyższych wskaźników zakażeń i zgonów w Europie. Od początku roku liczba zakażonych niemal się podwoiła. Pod koniec grudnia było to nieco ponad 400 tys. Dziś jest to ponad 750 tys.
W przeliczeniu na każdy 1 mln mieszkańców w Portugalii w tym roku pojawiło się 32 tys. nowych zakażeń (biorąc pod uwagę zakażenia od początku roku). Ostatnia doba to około 800 infekcji na każdy milion mieszkańców.
Dla przykładu warto dodać, że w Polsce w tym samym czasie (od początku roku) pojawiło się 238 tys. zakażeń, czyli 6 tys. na każdy milion mieszkańców. Ostatnia doba to z kolei około 150 infekcji na milion. To oznacza, że ostatnie statystyki zakażeń mamy blisko 5 razy mniejsze. Inne kraje? Niemcy od początku roku wykazali ponad 500 tys. nowych infekcji, czyli 6 tys. na każdy milion mieszkańców. Włosi? 490 tys. zakażeń, czyli 8 tys. na każdy milion mieszkańców. To pokazuje skalę problemu, z którym mierzy się w tej chwili Portugalia.
I efekty takiego skoku zakażeń widać w tamtejszym systemie ochrony zdrowia – szpitale są przepełnione, karetki czekają po kilkanaście godzin przed oddziałami ratunkowymi, a na oddziałach intensywnej terapii po prostu brakuje wolnych łóżek. Nowe miejsca są głównie konsekwencją zgonów. Problemy pojawiły się nawet ze specjalną infolinią dla osób podejrzewających u siebie zakażenie. Po prostu przestała działać ze względu na ogrom połączeń.
I nie ma wątpliwości, że wzrost liczby zakażeń należy wiązać z okresem świąteczno-noworocznym. Skok infekcji pojawił się około 14 dni od tego momentu. A więc jest to dokładnie czas na rozwój wirusa w organizmie i pojawienie się uporczywych objawów choroby. Na tyle uporczywych, że Portugalczycy zaczęli masowo udawać się na testy i do lekarzy. Władze zaczęły też zamykać kraj na obcokrajowców. Portugalczycy nie uniknęli jednak brytyjskiej – o wiele ostrzejszej – odmiany wirusa.
Dlaczego? Bo Hiszpania i Portugalia to od zawsze popularne kierunki dla brytyjskich turystów. Część z nich ma zresztą prywatne posiadłości w tych krajach. Zanim Portugalia zamknęła granice, wirus i tak już tam był.
W wywiadzie dla tygodnika „Visao” portugalska minister zdrowia Marta Temido przyznała wprost: sytuacja w ochronie zdrowia to już paraliż. Następne kilka tygodni będzie kluczowe – wskazywała.
Na liście krajów z dużą liczbą zakażeń w przeliczeniu na liczbę mieszkańców są jeszcze Wielka Brytania, Hiszpania, Irlandia, Czechy, Słowacja oraz Holandia. Problemy mają również Litwini, Łotysze i Estończycy. To w tej chwili miejsca o najwyższych wskaźnikach zakażeń w tym roku.
Na poniższej mapie prezentujemy liczbę infekcji od 1 stycznia do 5 lutego w przeliczeniu na milion mieszkańców. Skąd przeliczenie? Pozwala o wiele łatwiej pokazać liczby zakażeń w krajach o różnej ludności. Czym innym jest 10 tys. infekcji każdego dnia w małej Holandii, a czym innym 10 tys. infekcji w największym kraju UE, czyli w Niemczech.
A jak wygląda sytuacja w innych krajach, które na mapie nie mają koloru czarnego? Powolny spadek zakażeń można zaobserwować np. w Niemczech.
– Czasami budzę się w nocy i wszystko jeszcze raz analizuję. To jest trudny czas – mówiła podczas ostatniego wywiadu kanclerz Angela Merkel. – Bardzo chciałabym czasem móc zakomunikować coś dobrego, a wciąż muszę podejmować radykalne decyzje. Nie możemy jednak robić sobie żadnych złudnych nadziei, trzeba pozostać realistą – opowiadała w wywiadzie dla stacji RTL i NTV.
A warto zauważyć, że kanclerz do tej pory nie występowała zbyt często w mediach. Zwykle najtrudniejsze decyzje tłumaczyła podczas swoich wizyt w niemieckim parlamencie lub podczas noworocznego orędzia.
Podczas rozmowy podkreśliła, że pandemia jest już najprawdopodobniej na „ostatniej prostej”. I apelowała, by podczas tego etapu nie „stracić wielu ludzi”. Kanclerz przyznała, że nie spodziewała się, że szczepionkę przeciwko koronawirusowi uda się stworzyć jeszcze w 2020 roku. Jednocześnie ucięła spekulacje na temat szybszego luzowania przepisów – obecne obostrzenia będą obowiązywać przynajmniej do 14 lutego.
W Niemczech wciąż zamknięta jest większość sklepów, ale działać nie mogą również punkty usługowe. I na ich temat wypowiedziała się kanclerz Merkel, która przyznała, że czeka na otwarcie fryzjerów. Opowiedziała przy tym, że w utrzymaniu włosów w odpowiedniej kondycji pomaga jej asystentka, ale „już pogodziła się z tym, że siwieje”.
Od początku tego roku niemieckie służby wykryły ponad 500 tys. zakażeń. Średnio jest to po 14 tys. każdego dnia. W ostatnich dniach liczby te oscylują w okolicach 10 tys. I jest to niemal trzy razy mniej niż jeszcze w grudniu. Od początku roku drastycznie urosła jednak liczba ofiar wirusa – to blisko 26 tys. osób od 1 stycznia.
źródło: money.pl